„Teatr pod Białym Latawcem” Ilony Gołębiewskiej to kolejna powieść w dorobku literackim tejże autorki, która swoją premierę miała 17 października 2018 roku.
Jeśli ciekawi Was o czym jest ta historia i jakie wywarła na mnie wrażenie – zapraszam Was do zapoznania się z moimi odczuciami.
Zuzanna Widawska, do niedawna dziennikarka największego dziennika w kraju, z dnia na dzień traci pracę. Przez kilka miesięcy tuła się po tanich hotelach i szuka zajęcia,
(...)
aż trafia do redakcji pisma „Kobieta Taka jak Ty” i zamieszkuje w kamienicy na warszawskiej Woli. Szefowa z piekła rodem stawia przed nią wyzwanie, dzięki któremu odwiedza fundację, organizującą Festiwal Magicznych Nut dla osób z różnymi typami niepełnosprawności.
W wolskim teatrze poznaje Elenę Nilsen, aktorkę teatralną i filmową z czasów PRL-u, która dni sławy ma dawno za sobą. Teraz pracuje z dziećmi ze swojej kamienicy, angażując je w projekt organizowania „teatrów podwórkowych”, jest także wolontariuszką w Fundacji Złotych Serc. Zuza i Elena nie wiedzą, że Jakub Bilewicz, znany i bardzo zamożny warszawski biznesmen, z powodów osobistych uznaje stary wolski teatr za miejsce przeklęte i że przysiągł zetrzeć je z powierzchni ziemi.
Czy Zuzannie uda się odwieść Bilewicza od katastrofalnej decyzji? Czy podoła wyzwaniu, które ten jej rzuci? Czy muszą wyjść na jaw tajemnice z przeszłości? I jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać pewien biały latawiec?
Nieprzewidywalna, mocna i zaskakująca powieść o trudnych relacjach między ludźmi, wzajemnym zaufaniu i pogodzeniu się z przeszłością. To książka, która daje nadzieję, że zawsze jest dobry moment, by próbować odnaleźć własne szczęście.
Codziennie z całych sił próbujemy poderwać się do lotu, by wzbić się jak najwyżej, dotknąć błękitnego nieba, pierzastych chmur, poczuć ciepłe promienie słońca (...) Jednak życie pisze własne scenariusze i nie zawsze pyta nas o zdanie. Tak jest z latawcem - wystarczy pociągnąć mocniej za sznurek, by utracił obrany kurs i spadł na ziemię… „Codziennie z całych sił próbujemy poderwać się do lotu, by wzbić się jak najwyżej, dotknąć błękitnego nieba, pierzastych chmur, poczuć ciepłe promienie słońca (…) Jednak życie pisze własne scenariusze i nie zawsze pyta nas o zdanie. Tak jest z latawcem – wystarczy pociągnąć mocniej za sznurek, by utracił obrany kurs i spadł na ziemię… „ No właśnie! I w tym całe sedno!
My ludzie jesteśmy jak latawce.
Czasem wzbijamy się ponad korony drzew, szybujemy wysoko wraz z niosącym nas wiatrem, czasem obniżamy nasze loty, czasami gwałtownie skręcamy pchani nagłymi podmuchami powietrza, czasami upadamy na ziemię, łamiemy nasze szkielety, czasami ponownie wzbijamy się do lotu… „Teatr pod Białym Latawcem” to powieść o przyjaźni, zaufaniu i relacjach międzyludzkich, o poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości. To również historia o posiadaniu empatii, współczucia i chęci pomocy innym, niezależnie od naszych prywatnych potrzeb. Ale przede wszystkim jest to powieść, która mówi o szansach. O szansach, które możemy dać sobie sami, ale również i innym.
Autorka nie zaskoczyła mnie podejmowaniem trudnych tematów, wiedziałam, że tego mogę się spodziewać (jest to już stała cecha jej powieści). Ilona Gołębiewska z dużym zaangażowaniem podchodzi do problemów, jakie opisuje w swoich powieściach, co uznaję za wielki plus. Nie ma bowiem nic gorszego niż pisanie o ważnych sprawach traktując je pobieżnie. Na szczęście w przypadku Ilony Gołębiewskiej wszystko co ważne i trudne, traktowane jest z należytym pietyzmem.
Powieść „Teatr pod Białym Latawcem” w sposób subtelny, a jednocześnie bardzo dobitny, zmienia wizerunek osób niepełnosprawnych. Autorka stara się pokazać, że takie osoby nie są w niczym gorsze od ludzi zdrowych. Wielokrotnie pokazuje, jak wiele mają do zaoferowania światu i jak bardzo są pełni pasji, marzeń i aktywności. To ludzie, którzy pomimo swych ułomności, potrafią walczyć o spełnienie własnych pragnień oraz niestrudzenie zmagać się z własnymi słabościami.
,,Nikt z nas nie potrzebuje skrzydeł, by latać, tylko ludzi, dzięki którym nigdy się nie upadnie. To dzięki nim łatwiej jest postawić pierwszy krok, poskromić strach, wypełnić miłością pustkę, która powstaje wskutek złych wyborów, życiowych upadków, niespełnionych nadziei''.
„Teatr pod Białym Latawcem” to przejmująca, pełna smutku i trudnych chwil powieść, gdzie jak to w życiu bywa, czasem jest bardzo trudno podnieść się z upadku. Gdzie ogrom nieszczęścia, które znienacka nas dotyka, sprawia, że zamykamy się przed całym światem. Autorka pokazuje, że mimo wszystko, nigdy nie jest tak beznadziejnie, by nie mogło być lepiej. Wystarczy tylko otworzyć się czasami na innych, dać sobie odrobinę zezwolenia na szczęście i poprawę codzienności. Uczy nas również byśmy potrafili doceniać to, co mamy, cieszyć się z drobnych rzeczy i żyć z wdzięcznością w sercu. Filozofia wdzięczności – jest wciąż mało znana w naszych polskich realiach, dlatego bardzo cieszę, się, że autorka zasiało w swej powieści to ziarenko.
Osobiście, od jakiegoś czasu, uczę się dostrzegać zalety własnego życia, szukam w swej codzienności pozytywów i rzeczy, które sprawiają, że moje życie jest dobre, dobre „mimo wszystko”.
Ktoś z Was powie, że to tylko zwykła pisanina i autorki, i moja.
A ja Wam powiem, że nieprawda. Póki sami nie spróbujecie być wdzięczni za to, co macie, nie dostaniecie od życia niczego więcej… „Jutro (…) niesie nadzieję i szansę na nowy start. To jest istotą życia... Zawsze można zacząć od nowa i niczego więcej nie żałować''.
Zdecydowanie „Teatr pod Białym Latawcem” jest powieścią, którą cechuje ogromna głębia i dojrzałość pióra autorki. Wciąga, zachwyca, ale przede wszystkim trafia tam gdzie, ukrywamy siebie samych przed światem. Zagłębia się w naszą świadomość i zaczyna w niej tworzyć nowe scenariusze, które powstają pod wpływem refleksji płynących z wnętrza fabuły.
Ta powieść niesie ze sobą mnóstwo emocji, otula nas szczelnie swoimi ramionami i swoją głębią doprowadza nas do stanu, w którym inaczej zaczynamy postrzegać własną codzienność. Żyjemy w czasach konsumpcyjnych, a co za tym idzie, zbyt często zapominamy o tym, co jest naprawdę ważne.
Tymczasem Ilona Gołębiewska prowadzi nas, jak dzieci, na właściwą ścieżkę, poprzez wzmianki o wojnie wplątane w fabułę. Autorka niestrudzenie stara się pokazać nam, że zło, które wówczas miało miejsce było prawdziwe i okrutne, ludzie musieli walczyć o życie, o wolność, ale również o nadzieję, ze jutro w ogóle nadejdzie.
Natomiast my - ludzie współcześni, żyjący w czasach pokoju i niepodległości, narzekamy na szarą codzienność i nie doceniamy tego, wszystkiego co mamy, oraz tego, co możemy zrobić z własnym życiem. Możemy każdego dnia zacząć wszystko od nowa, wciąż próbować i próbować. Nie musimy walczyć o każdy dzień i o przetrwanie.
Owszem bywa ciężko, bo los doświadcza nas w różnoraki sposób i czasem jedyne na co mamy siłę to bezsilny płacz w poduszkę i zduszony krzyk naszej duszy, ale mimo to, mamy w swym posiadaniu najcenniejszy dar – jakim jest komfort dnia jutrzejszego, które na pewno nadejdzie...
A w związku z tym, mamy przed sobą wiele szans, by podnieść się i stawić czoła wszystkiemu.
„Teatr pod Białym Latawcem” to powieść o wydźwięku metaforycznym, dzięki czemu autorka jest w stanie przekazać nam o wiele mocniej głębokie przesłanie jakie zawarła w treści książki.
Dziś, kiedy rynek wydawniczy zasypuje nas ogromem lektury do wyboru, takie perły, jak ta powieść wciąż zdarzają się stosunkowo zbyt rzadko. Tym bardziej doceniam staranność z jaką Ilona Gołębiewska pisze swe powieści.
Z żalem zakończyłam czytanie. Z żalem, który nie wypływa bynajmniej z niedokończonych wątków czy źle pociągniętej akcji. Wręcz przeciwnie. Tak było i tym razem.
„Teatr pod Białym Latawcem” utwierdził mnie w przekonaniu, że ścieżka wdzięczności, na którą nie tak dawno wkroczyłam, jest jedyną słuszną drogą jaką powinnam iść.
Wznoszę się na wietrze, czasem wyżej, czasem niżej, jak latawiec… Opadam czasem miękko na trawę, a czasem boleśnie zaczepiam się o wystające gałęzie drzew… Ale wciąż i wciąż mam szansę, na jutro, Na jutro, które na pewno nadejdzie...
Na jutro, w którym mogę wszystko.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję autorce Ilonie Gołębiewskiej oraz Wydawnictwu Muza.
Jeśli ciekawi Was o czym jest ta historia i jakie wywarła na mnie wrażenie – zapraszam Was do zapoznania się z moimi odczuciami.
Zuzanna Widawska, do niedawna dziennikarka największego dziennika w kraju, z dnia na dzień traci pracę. Przez kilka miesięcy tuła się po tanich hotelach i szuka zajęcia, (...) aż trafia do redakcji pisma „Kobieta Taka jak Ty” i zamieszkuje w kamienicy na warszawskiej Woli. Szefowa z piekła rodem stawia przed nią wyzwanie, dzięki któremu odwiedza fundację, organizującą Festiwal Magicznych Nut dla osób z różnymi typami niepełnosprawności.
W wolskim teatrze poznaje Elenę Nilsen, aktorkę teatralną i filmową z czasów PRL-u, która dni sławy ma dawno za sobą. Teraz pracuje z dziećmi ze swojej kamienicy, angażując je w projekt organizowania „teatrów podwórkowych”, jest także wolontariuszką w Fundacji Złotych Serc. Zuza i Elena nie wiedzą, że Jakub Bilewicz, znany i bardzo zamożny warszawski biznesmen, z powodów osobistych uznaje stary wolski teatr za miejsce przeklęte i że przysiągł zetrzeć je z powierzchni ziemi.
Czy Zuzannie uda się odwieść Bilewicza od katastrofalnej decyzji? Czy podoła wyzwaniu, które ten jej rzuci? Czy muszą wyjść na jaw tajemnice z przeszłości? I jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać pewien biały latawiec?
Nieprzewidywalna, mocna i zaskakująca powieść o trudnych relacjach między ludźmi, wzajemnym zaufaniu i pogodzeniu się z przeszłością. To książka, która daje nadzieję, że zawsze jest dobry moment, by próbować odnaleźć własne szczęście.
Codziennie z całych sił próbujemy poderwać się do lotu, by wzbić się jak najwyżej, dotknąć błękitnego nieba, pierzastych chmur, poczuć ciepłe promienie słońca (...) Jednak życie pisze własne scenariusze i nie zawsze pyta nas o zdanie. Tak jest z latawcem - wystarczy pociągnąć mocniej za sznurek, by utracił obrany kurs i spadł na ziemię… „Codziennie z całych sił próbujemy poderwać się do lotu, by wzbić się jak najwyżej, dotknąć błękitnego nieba, pierzastych chmur, poczuć ciepłe promienie słońca (…) Jednak życie pisze własne scenariusze i nie zawsze pyta nas o zdanie. Tak jest z latawcem – wystarczy pociągnąć mocniej za sznurek, by utracił obrany kurs i spadł na ziemię… „ No właśnie! I w tym całe sedno!
My ludzie jesteśmy jak latawce.
Czasem wzbijamy się ponad korony drzew, szybujemy wysoko wraz z niosącym nas wiatrem, czasem obniżamy nasze loty, czasami gwałtownie skręcamy pchani nagłymi podmuchami powietrza, czasami upadamy na ziemię, łamiemy nasze szkielety, czasami ponownie wzbijamy się do lotu… „Teatr pod Białym Latawcem” to powieść o przyjaźni, zaufaniu i relacjach międzyludzkich, o poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości. To również historia o posiadaniu empatii, współczucia i chęci pomocy innym, niezależnie od naszych prywatnych potrzeb. Ale przede wszystkim jest to powieść, która mówi o szansach. O szansach, które możemy dać sobie sami, ale również i innym.
Autorka nie zaskoczyła mnie podejmowaniem trudnych tematów, wiedziałam, że tego mogę się spodziewać (jest to już stała cecha jej powieści). Ilona Gołębiewska z dużym zaangażowaniem podchodzi do problemów, jakie opisuje w swoich powieściach, co uznaję za wielki plus. Nie ma bowiem nic gorszego niż pisanie o ważnych sprawach traktując je pobieżnie. Na szczęście w przypadku Ilony Gołębiewskiej wszystko co ważne i trudne, traktowane jest z należytym pietyzmem.
Powieść „Teatr pod Białym Latawcem” w sposób subtelny, a jednocześnie bardzo dobitny, zmienia wizerunek osób niepełnosprawnych. Autorka stara się pokazać, że takie osoby nie są w niczym gorsze od ludzi zdrowych. Wielokrotnie pokazuje, jak wiele mają do zaoferowania światu i jak bardzo są pełni pasji, marzeń i aktywności. To ludzie, którzy pomimo swych ułomności, potrafią walczyć o spełnienie własnych pragnień oraz niestrudzenie zmagać się z własnymi słabościami.
,,Nikt z nas nie potrzebuje skrzydeł, by latać, tylko ludzi, dzięki którym nigdy się nie upadnie. To dzięki nim łatwiej jest postawić pierwszy krok, poskromić strach, wypełnić miłością pustkę, która powstaje wskutek złych wyborów, życiowych upadków, niespełnionych nadziei''.
„Teatr pod Białym Latawcem” to przejmująca, pełna smutku i trudnych chwil powieść, gdzie jak to w życiu bywa, czasem jest bardzo trudno podnieść się z upadku. Gdzie ogrom nieszczęścia, które znienacka nas dotyka, sprawia, że zamykamy się przed całym światem. Autorka pokazuje, że mimo wszystko, nigdy nie jest tak beznadziejnie, by nie mogło być lepiej. Wystarczy tylko otworzyć się czasami na innych, dać sobie odrobinę zezwolenia na szczęście i poprawę codzienności. Uczy nas również byśmy potrafili doceniać to, co mamy, cieszyć się z drobnych rzeczy i żyć z wdzięcznością w sercu. Filozofia wdzięczności – jest wciąż mało znana w naszych polskich realiach, dlatego bardzo cieszę, się, że autorka zasiało w swej powieści to ziarenko.
Osobiście, od jakiegoś czasu, uczę się dostrzegać zalety własnego życia, szukam w swej codzienności pozytywów i rzeczy, które sprawiają, że moje życie jest dobre, dobre „mimo wszystko”.
Ktoś z Was powie, że to tylko zwykła pisanina i autorki, i moja.
A ja Wam powiem, że nieprawda. Póki sami nie spróbujecie być wdzięczni za to, co macie, nie dostaniecie od życia niczego więcej… „Jutro (…) niesie nadzieję i szansę na nowy start. To jest istotą życia... Zawsze można zacząć od nowa i niczego więcej nie żałować''.
Zdecydowanie „Teatr pod Białym Latawcem” jest powieścią, którą cechuje ogromna głębia i dojrzałość pióra autorki. Wciąga, zachwyca, ale przede wszystkim trafia tam gdzie, ukrywamy siebie samych przed światem. Zagłębia się w naszą świadomość i zaczyna w niej tworzyć nowe scenariusze, które powstają pod wpływem refleksji płynących z wnętrza fabuły.
Ta powieść niesie ze sobą mnóstwo emocji, otula nas szczelnie swoimi ramionami i swoją głębią doprowadza nas do stanu, w którym inaczej zaczynamy postrzegać własną codzienność. Żyjemy w czasach konsumpcyjnych, a co za tym idzie, zbyt często zapominamy o tym, co jest naprawdę ważne.
Tymczasem Ilona Gołębiewska prowadzi nas, jak dzieci, na właściwą ścieżkę, poprzez wzmianki o wojnie wplątane w fabułę. Autorka niestrudzenie stara się pokazać nam, że zło, które wówczas miało miejsce było prawdziwe i okrutne, ludzie musieli walczyć o życie, o wolność, ale również o nadzieję, ze jutro w ogóle nadejdzie.
Natomiast my - ludzie współcześni, żyjący w czasach pokoju i niepodległości, narzekamy na szarą codzienność i nie doceniamy tego, wszystkiego co mamy, oraz tego, co możemy zrobić z własnym życiem. Możemy każdego dnia zacząć wszystko od nowa, wciąż próbować i próbować. Nie musimy walczyć o każdy dzień i o przetrwanie.
Owszem bywa ciężko, bo los doświadcza nas w różnoraki sposób i czasem jedyne na co mamy siłę to bezsilny płacz w poduszkę i zduszony krzyk naszej duszy, ale mimo to, mamy w swym posiadaniu najcenniejszy dar – jakim jest komfort dnia jutrzejszego, które na pewno nadejdzie...
A w związku z tym, mamy przed sobą wiele szans, by podnieść się i stawić czoła wszystkiemu.
„Teatr pod Białym Latawcem” to powieść o wydźwięku metaforycznym, dzięki czemu autorka jest w stanie przekazać nam o wiele mocniej głębokie przesłanie jakie zawarła w treści książki.
Dziś, kiedy rynek wydawniczy zasypuje nas ogromem lektury do wyboru, takie perły, jak ta powieść wciąż zdarzają się stosunkowo zbyt rzadko. Tym bardziej doceniam staranność z jaką Ilona Gołębiewska pisze swe powieści.
Z żalem zakończyłam czytanie. Z żalem, który nie wypływa bynajmniej z niedokończonych wątków czy źle pociągniętej akcji. Wręcz przeciwnie. Tak było i tym razem.
„Teatr pod Białym Latawcem” utwierdził mnie w przekonaniu, że ścieżka wdzięczności, na którą nie tak dawno wkroczyłam, jest jedyną słuszną drogą jaką powinnam iść.
Wznoszę się na wietrze, czasem wyżej, czasem niżej, jak latawiec… Opadam czasem miękko na trawę, a czasem boleśnie zaczepiam się o wystające gałęzie drzew… Ale wciąż i wciąż mam szansę, na jutro, Na jutro, które na pewno nadejdzie...
Na jutro, w którym mogę wszystko.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję autorce Ilonie Gołębiewskiej oraz Wydawnictwu Muza.